Biuletyn opozycji (bolszewików-leninistów) nr-y 85 - marzec, 86 - czerwiec 1941 r.)
Nie ma już więcej Lwa Dawidowicza. Topór stalinowskiego zabójcy zniszczył marksistowski intelekt naszej epoki - nasze największe dobro. Mając do dyspozycji ogromne zasoby państwa, GPU zdołało „naprawić” swoją zakończoną niepowodzeniem próbę z 24 maja. Temu niepowodzeniu zawdzięczamy najbardziej dramatyczny dokument politycznej literatury współczesności: w nim człowiek wyjaśnia nam, dlaczego muszą go zabić, obnaża nici intrygi, coraz ciaśniej go oplatające, demaskuje motywy zabójcy, wyjaśnia każde jego posunięcie. „Komintern i GPU” datowany jest 17 sierpnia. A 72 godziny później zabójca zadaje swój cios. W stalinowskich prześladowaniach imię Trockiego stało się sztandarem rewolucyjnej opozycji przeciwko zaborczej oligarchii. Porażony toporem GPU, Trocki jest i na zawsze pozostanie symbolem Rewolucji Październikowej, ze wszystkimi jej nadziejami, która potem została zmiażdżona pod butem reakcyjnej biurokracji. Nie znamy innego rewanżu, prócz rewolucyjnej walki proletariatu. Zemsty dokona klasa robotnicza. Przy pierwszym przebudzeniu jej potężnego organizmu w proch się obrócą wszystkie łgarstwa i oszczerstwa. Przewietrzy się atmosfera. Stalinizm zginie w tym łgarstwie, które nagromadził. Samo imię Stalina sprawi, że zbledną imiona Nerona i Borgii. Imię Trockiego wraz z imionami Marksa i Lenina zawsze żyć będą w wielkim sercu klasy robotniczej.
(wstęp redakcji „Biuletynu opozycji”)
Zamach 24 maja a partia komunistyczna Meksyku
Polityczne przesłanki
Niniejszy dokument ma cel sądowy a nie polityczny. Jednak kryminalne działania członków tak zwanej „komunistycznej” partii Meksyku wypływają z politycznych motywów. Zamach 24 maja był zamachem o charakterze politycznym. Oto dlaczego nie sposób zrozumieć mechaniki tej zbrodni i jeszcze mniej - motywy pobudzające jej uczestników, jeśli nie ujawni się, choćby w najkrótszym zarysie, politycznego podglebia zamachu.
Opinia społeczna teraz nie wątpi już w to, że zamach był zorganizowany przez GPU, główny organ władzy Stalina. Kremlowska oligarchia ma totalitarny charakter, tj. podporządkowuje sobie wszystkie funkcje społecznego, politycznego i ideologicznego życia kraju i tłumi najmniejsze przejawy krytyki i samodzielnej opinii. Totalitarny charakter polityki Kremla wypływa nie z osobistego charakteru Stalina, a z położenia nowej warstwy rządzącej w stosunku do ludu. Rewolucja Październikowa miała na celu dwa wzajemnie powiązane zadania: po pierwsze, uspołecznienie środków produkcji i podniesienie, za pomocą gospodarki planowej, materialnego poziomu kraju; po drugie, stworzenie na tym fundamencie społeczeństwa bez różnic klasowych, a więc i bez zawodowej biurokracji, społeczeństwo socjalistycznej samorządności ludzi pracy. Pierwsze zadanie zostało z grubsza wykonane; wyższość gospodarki planowej, pomimo zgubnego wpływu biurokratyzmu, przejawiła się z bezsporną siłą. Inaczej przedstawia się sprawa ze społecznym systemem, który nie zbliża się do socjalizmu, lecz oddala się od niego. Z przyczyn historycznych, o których nie miejsce tu mówić, na fundamencie Rewolucji Październikowej wyrosła nowa uprzywilejowana kasta, która skupia w swoich rękach całą władzę, pożera coraz większą część dochodu narodowego. Położenie tej kasty jest głęboko sprzeczne. W słowach występuje ona w imieniu komunizmu; w rzeczywistości walczy ona o własną nieograniczoną władzę i gigantyczne materialne przywileje. Otoczona niedowierzaniem i wrogością oszukanych mas, nowa arystokracja nie może dopuścić do najmniejszego pęknięcia w swoim systemie. Przez samozachowawczość zmuszona jest dławić najmniejsze przebłyski krytyki i opozycji. Stąd dławiąca tyrania, powszechne zniewolenie w obliczu „wodza” i powszechna obłuda, stąd też gigantyczna rola GPU, jako instrumentu totalitarnego panowania.
Absolutyzm Stalina nie opiera się na tradycyjnej władzy „z bożej łaski” i nie na „świętej” i „nietykalnej” własności prywatnej, lecz na idei komunistycznej równości. To pozbawia oligarchię możliwości usprawiedliwiania swojej dyktatury i swoich rosnących przywilejów, jakimikolwiek rozumnymi i przekonującymi dowodami. Nie może ona też na swe usprawiedliwienie powoływać się na „przejściowy” charakter swojego systemu, dlatego że problem polega nie na tym, dlaczego równość nie została w pełni urzeczywistniona, lecz na tym, dlaczego nieustannie wzrasta nierówność. Kasta rządząca zmuszona jest nieustannie łgać, szminkować, nosić maskę i przypisywać swoim krytykom i przeciwnikom motywy, wprost przeciwstawne tym, które nimi powodują. Każdego, kto występuje w obronie ludzi pracy przeciwko oligarchii, Kreml natychmiast piętnuje jako zwolennika restauracji kapitalizmu. To standardowe łgarstwo nie jest przypadkowe - wynika ono z obiektywnego położenia kasty, która uosabia reakcję, klnąc się na rewolucję. We wszystkich minionych rewolucjach nowa klasa uprzywilejowana dążyła do tego, by zasłonić się przed krytyką z lewa fałszywą rewolucyjną frazeologią. Termidorianie i bonapartyści Wielkiej Rewolucji Francuskiej prześladowali i sądzili wszystkich prawdziwych rewolucjonistów (jakobinów), jako „rojalistów” i agentów reakcyjnego brytyjskiego rządu Pitta. Stalin nie wymyślił niczego nowego. Doprowadził tylko system politycznych fałszerstw do skrajności. Łgarstwo, oszczerstwo, prześladowania, fałszywe oskarżenia, sądowe tragikomedie wynikają z żelaznej koniecznością z położenia uzurpatorskiej biurokracji w społeczeństwie radzieckim. Bez zrozumienia tego nie sposób zrozumieć ani polityki wewnętrznej ZSRR, ani roli GPU na międzynarodowej arenie.
Lenin w swoim „Testamencie” (styczeń 1923 r.) proponował zdjęcie Stalina ze stanowiska sekretarza generalnego partii, wskazując na jego grubiaństwo, nielojalność i skłonność do nadużywania władzy. Dwa lata wcześniej Lenin uprzedzał: „ten kucharz będzie gotował tylko ostre dania”. Nikt w partii nie lubił i nie szanował Stalina. Kiedy jednak biurokracja ostro poczuła niebezpieczeństwo, które grozi jej ze strony ludu, potrzebny stał się jej właśnie brutalny i nielojalny przywódca, gotowy nadużywać władzy w jej interesach. Oto dlaczego kucharz od ostrych dań stał się przywódcą totalitarnej biurokracji.
Nienawiść moskiewskiej oligarchii do mnie wywołana jest tym, że ja, w jej głębokim przekonaniu, „zdradziłem” ją. W tym oskarżeniu jest pewien historyczny sens. Radziecka biurokracja nie od razu i nie bez wahań przyjęła Stalina do grona przywódców. Do 1924 r. Stalin nie był znany nawet w szerokich kręgach partii, nie mówiąc już o ludności i, jak wspomniano, w szeregach samej biurokracji nie cieszył się popularnością. W tym kierunku czyniono nie mało wysiłku. Dopiero po tym, jak biurokracja zrozumiała, że mam zamiar bronić nie jej interesów przeciwko ludziom pracy, lecz przeciwnie, interesów ludzi pracy przeciwko nowej arystokracji, zwróciła się ostatecznie w stronę Stalina, ogłosiwszy mnie „zdrajcą”. To wyzwisko w ustach uprzywilejowanej kasty jest świadectwem mojej wierności sprawie klasy robotniczej. Nie przypadkiem 90% rewolucjonistów, którzy budowali partię bolszewicką, dokonali Rewolucji Październikowej, stworzyli państwo radzieckie i Armię Czerwoną i przewodzili w wojnie domowej, zostali w ciągu ostatnich 12. lat wyniszczeni jako „zdrajcy”. Stalinowski aparat, przeciwnie, uzupełniony został w tym okresie ludźmi, którzy w latach rewolucji w przytłaczającej większości znajdowali się po drugiej stronie barykady.
Analogiczne zwyrodnienie dokonało się w tym okresie także w Komunistycznej Międzynarodówce. W pierwszym okresie radzieckiego systemu, kiedy rewolucja szła od zagrożenia do zagrożenia, kiedy wszystkie siły pochłaniała wojna domowa z jej świtą głodu i epidemii, do Rewolucji Październikowej i Kominternu przyłączali się w różnych krajach najbardziej odważni i bezinteresowni rewolucjoniści. Z tej pierwszej rewolucyjnej warstwy, która czynem dowiodła swej wierności Rewolucji Październikowej w trudnych latach, nie pozostało teraz w Kominternie dosłownie ani jednego człowieka. Drogą nieustannych wykluczeń, presji materialnej, otwartego przekupstwa, czystek i rozstrzeliwań totalitarna klika Kremla ostatecznie przekształciła Komintern w swe pokorne narzędzie. Obecna warstwa kierownicza Kominternu, tak jak i poszczególnych jego sekcji, składa się z ludzi, którzy przyłączyli się nie do Rewolucji Październikowej, lecz do zwycięskiej oligarchii, źródła wysokich politycznych tytułów i materialnych dóbr.
Zgodnie ze swym dominującym typem, obecni „komunistyczni” biurokraci są politycznymi karierowiczami i, tym samym, wręcz odwrotnością rewolucjonistów. Ich ideałem jest osiągnięcie w swoim kraju takiej pozycji, jaką osiągnęła w ZSRR kremlowska oligarchia. To nie rewolucyjni przywódcy proletariatu, lecz pretendenci do totalitarnego panowania. Marzą o osiągnięciu sukcesu za pomocą tejże radzieckiej biurokracji i jej GPU. Z zachwytem i zawiścią spozierają na wtargnięcie Armii Czerwonej do Polski, Finlandii, krajów nadbałtyckich, do Besarabii dlatego, że takie wtargnięcie natychmiast prowadzi do przekazania władzy miejscowym stalinowskim kandydatom do totalitarnego panowania.
Nie mając własnego oblicza ani własnych idei, ani własnych wpływów, przywódcy sekcji Kominternu zbyt dobrze wiedzą, że ich sytuacja i reputacja podnosi się i pada wraz z sytuacją i reputacją Kremla. W sensie materialnym, jak to zostanie dalej wykazane, żyją z jałmużny GPU. Dlatego ich walka o byt sprowadza się do zaciętej obrony Kremla przed wszelką opozycją. Nie mogą nie czuć, co jest słuszne, a więc i niebezpieczeństwa krytyki tak zwanych trockistów. To tylko jednak podwaja ich nienawiść do mnie i moich współtowarzyszy. Na podobieństwo swoich kremlowskich gospodarzy, przywódcy partii komunistycznych nie mogą krytykować prawdziwych idei Czwartej Międzynarodówki, więc zmuszeni są uciekać się do falsyfikacji, z których korzysta Kreml w sposób nieograniczony. W zachowaniu meksykańskich stalinowców nie ma więc nic „narodowego” - po prostu tłumaczą na język hiszpański politykę Stalina i rozkazy GPU.
GPU jako organizator zamachu
Dla niewtajemniczonych może wydać się niezrozumiałe, dlaczego klika Stalina zesłała mnie najpierw za granicę a potem próbuje za granicą mnie zabić. Czy nie byłoby prościej rozstrzelać mnie w Moskwie, jak wielu innych?
Wyjaśnienie jest następujące. W 1928 r., kiedy zostałem wykluczony z partii i zesłany do Azji Centralnej, nie tylko o rozstrzelaniu, lecz nawet o aresztowaniu nie można było jeszcze mówić - pokolenie, z którym przeszedłem przez Rewolucję Październikową i wojnę domową, jeszcze żyło. Biuro polityczne czuło się oblężone ze wszystkich stron. Z Azji Centralnej miałem możność utrzymywania nieprzerwanej łączności z opozycją, która rosła. W tych warunkach Stalin, po rocznym wahaniu się, postanowił zastosować zesłanie za granicę, jako mniejsze zło. Jego argumenty: odizolowany od ZSRR, pozbawiony aparatu i środków materialnych, Trocki nie będzie w stanie czegokolwiek przedsięwziąć. Stalin liczył ponadto, że kiedy uda mu się ostatecznie oczernić mnie w oczach kraju, zdoła bez trudu uzyskać od tureckiego rządu mój powrót do Moskwy, by się ze mną rozprawić. Wydarzenia pokazały jednak, że można uczestniczyć w życiu politycznym nie mając aparatu, ani środków materialnych. Przy pomocy młodych przyjaciół położyłem fundament pod Czwartą Międzynarodówkę, która powoli, lecz wytrwale rozwija się. Moskiewskie procesy lat 1933-27, były inscenizowane po to, by wywalczyć wysiedlenie mnie z Norwegii, tj. faktycznie przekazanie mnie w ręce GPU. Ale i to się nie udało - znalazłem się w Meksyku. Jak mnie poinformowano, Stalin kilkakrotnie przyznawał, że zesłanie mnie za granicę było „największym błędem”. Żeby błąd naprawić, nie pozostawało nic innego, prócz aktu terroru.
W ostatnich latach GPU wyniszczyło w ZSRR wiele setek bliskich mi osób, z członkami mojej rodziny włącznie. Zabiło w Hiszpanii mojego byłego sekretarza Erwina Wolfa i szereg moich politycznych współtowarzyszy, w Paryżu - mojego syna Lwa Siedowa, na którego zawodowi zabójcy Stalina polowali przez dwa lata. W Lozannie GPU zabiło Ignacego Reissa, który przeszedł z szeregów GPU na stronę Czwartej Międzynarodówki. W Paryżu agenci Stalina zabili drugiego mojego byłego sekretarza, Rudolfa Klementa, którego znaleziono martwego w Sekwanie. To wyliczanie można kontynuować bez końca.
W Meksyku dokonano w styczniu 1938 r. pierwszej próby zamachu przez nieznanego osobnika, który pojawił się w moim domu z fałszywymi rekomendacjami od pewnego politycznego działacza. Właśnie po tym epizodzie, który zaniepokoił moich przyjaciół, podjęto poważniejsze środki ochrony - dyżury dniem i nocą, system sygnalizacji i inne.
Od czasu aktywnego i doprawdy zbójeckiego udziału GPU w wydarzeniach hiszpańskich otrzymywałem niemało listów od moich przyjaciół, przede wszystkim z Nowego Jorku i Paryża, o tych agentach GPU, którzy byli kierowani do Meksyku z Francji i Stanów Zjednoczonych. Imiona i fotografie niektórych z tych panów zostały przeze mnie swego czasu przekazane meksykańskiej policji. Nadejście wojny światowej jeszcze bardziej zaostrzyło sytuację z uwagi na moją nieugiętą walkę przeciwko wewnętrznej i zagranicznej polityce Kremla. Moje oświadczenia i artykuły w prasie światowej - w związku z podziałem Polski, napaścią na Finlandię, słabością pozbawionej przez Stalina głowy Armią Czerwoną i in. - przedrukowywane były we wszystkich krajach świata w dziesiątkach milionów egzemplarzy. Niezadowolenie wewnątrz ZSRR narasta. Trzecia Międzynarodówka na początku minionej wojny była bez porównania słabsza, niż Czwarta Międzynarodówka obecnie.
25 sierpnia 1939 r. przed zerwaniem francusko-niemieckich stosunków dyplomatycznych, francuski ambasador Coulondre donosi francuskiemu ministrowi spraw zagranicznych p. Bonne o swej dramatycznej rozmowie z Adolfem Hitlerem o godzinie 17.30 po południu:
„Rzeczywiście sądzę, - zauważyłem - że zwyciężymy, zarazem jednak obawiam się, że w wyniku wojny będzie tylko jeden prawdziwy zwycięzca: Trocki”. Przerywając mi, kanclerz zakrzyknął: „Czemu daliście Polsce carte blanche?” (Dokumenty dyplomatyczne, 1938-1939, str. 260, dokument # 242).
Dwaj autorytatywni przedstawiciele dwóch imperializmów, demokratycznego i faszystowskiego, w krytycznym momencie, poprzedzającym wojnę, straszą się nawzajem imieniem rewolucjonisty, którego agenci GPU od dwóch lat na próżno próbują oczernić, jako „agenta imperializmu”. Można było przytoczyć także inne świadectwa tego rodzaju. Wątpliwe jednak, czy trzeba. Hitler i Coulondre są w każdym razie bardziej poważnymi politycznymi ekspertami, niż David Siqueiros i Lombardo Toledano.
Jako były rewolucjonista, Stalin rozumie, że przebieg wojny powinien dać potężny impuls dla rozwoju Czwartej Międzynarodówki, w tym także w ZSRR. Oto dlaczego Stalin wydał swoim agentom rozkaz: skończyć ze mną, możliwie jak najszybciej.
* * *
Ogólnopolityczne przypuszczenie mówi więc bez wątpienia, że organizacja zamachu z 24 maja mogła być dziełem tylko GPU. Nie brakuje jednak i dodatkowych dowodów empirycznych.
W ostatnich tygodniach przed zamachem meksykańska prasa była pełna pogłosek o koncentracji agentów GPU w Meksyku. Wiele w tych informacjach było kłamstwa. Istota pogłosek była jednak prawdziwa.
Zwraca uwagę wyjątkowo wysoka technika zamachu. Zabójstwo nie powiodło się w następstwie jednego z tych wypadków, które są nieuchronnym elementem każdej wojny. Jednak przygotowanie i wykonanie zamachu poraża szerokością, przemyśleniem i starannością. Terroryści doskonale znają rozmieszczenie domu i porządek życia w nim. Zdobywają policyjne mundury, broń, elektryczną piłę, drabiny sznurowe i in. Udaje im się związać zewnętrzną policyjną ochronę, paraliżują straż wewnętrzną właściwą strategią ognia, przenikają do pomieszczenia ofiary, strzelają bezkarnie przez trzy-pięć minut, rzucają bomby zapalające i porzucają teren napadu bez śladów. Takie przedsięwzięcie jest nie na siły grupie osób prywatnych. Widać tu tradycję, szkołę, duże środki, szeroki dobór wykonawców. To robota GPU.
W ścisłym związku z całym systemem GPU, troska o to, by skierować śledztwo na fałszywy ślad, włączona była już do samego planu zamachu. Wiążąc policjantów, zamachowcy krzyczeli: „Niech żyje Almazan!”. Nienaturalny krzyk nocą, przed pięcioma policjantami, z których trzech spało, był dla osiągnięcia zarazem dwóch celów: odwrócić, choćby na kilka dni czy godzin uwagę przyszłego śledztwa od GPU i jego agentury w Meksyku i skompromitować zwolenników jednego z kandydatów na prezydenta. Zabić jednego przeciwnika i rzucić cień na innego, to klasyczny chwyt GPU, dokładniej, dającego mu natchnienie Stalina.
Napastnicy mieli ze sobą kilka granatów zapalających, z których dwa wrzucili do pokoju wnuka. Uczestnicy zamachu mieli więc na celu nie tylko zabójstwo ale i podpalenie. Jedynym jego celem mogło być przy tym zniszczenie moich archiwów. Tym zainteresowany jest tylko Stalin, jako że archiwa posiadają dla mnie wyjątkową wartość w walce przeciwko moskiewskiej oligarchii. Posiłkując się moimi archiwami zdemaskowałem, w szczególności, moskiewskie fałszerstwa sądowe. Już 7 listopada 1936 r. GPU, ogromnie ryzykując, skradło w Paryżu część moich archiwów. Nie zapomniało o nich także nocą 24 maja. Granaty zapalające stanowią więc w ten sposób coś w rodzaju wizytówki Stalina.
Dla zbrodni GPU niezwykle charakterystyczny jest podział pracy między tajnych zabójców i legalnych „przyjaciół”: już podczas przygotowywania zamachu, wraz z podziemną pracą konspiracji, prowadzona jest jawna oszczercza kampania w celu skompromitowania wyznaczonej ofiary. Ten sam podział pracy ma miejsce nadal także po dokonaniu zbrodni - terroryści ukrywają się; na otwartej arenie pozostają ich adwokaci, którzy starają się skierować uwagę policji na fałszywy trop.
Nie wolno w końcu też nie zwrócić uwagi na odgłos w prasie światowej - gazety wszystkich kierunków otwarcie czy milczkiem zakładają, że zamach jest dziełem rąk GPU; tylko gazety subsydiowane przez Kreml i wykonujące jego rozkazy bronią przeciwstawnej wersji. To polityczna poszlaka nie do obalenia!
Najważniejszym i najbardziej przekonującym dowodem na to, że zamach zorganizowało GPU, jest jednak fakt, że wszyscy uczestnicy zamachu są albo członkami partii komunistycznej, albo jej najbliższymi „przyjaciółmi”, przy czym najważniejsi z nich zajmowali stanowiska dowódcze w tych jednostkach armii hiszpańskiej, które były pod bezpośrednim dowództwem GPU („Piąty pułk” i „Brygady międzynarodowe”).
Dlaczego byłem pewien zamachu?
Dlaczego właściwie od początku tego roku ze szczególnym przekonaniem wyczekiwałem zamachu? Odpowiadając 2 lipca w sądzie na to pytanie obrońcy, p. Pavona Floresa, wskazywałem w szczególności na zjazd Komunistycznej partii Meksyku, który odbył się w marcu tego roku i ogłosił kurs na wyniszczenie „trockizmu”. Żeby moja odpowiedź była bardziej jasna, konieczne są dodatkowe szczegóły.
Jako że praktyczne przygotowanie zamachu zaczęło się w styczniu tego roku i jako że potrzeba było pewnego czasu na wstępne dyskusje i opracowanie planu, można z przekonaniem powiedzieć, że „rozkaz” o zamachu został dostarczony do Meksyku nie później, niż w listopadzie-grudniu 1939 r.
Jak widać z „La Voz de Mexico”, kryzys kierownictwa partii zaczął się właśnie w tym czasie. Impuls kryzysu przyszedł z zewnątrz partii i sam kryzys rozwijał się z góry na dół. Nie wiadomo przez kogo opracowany został specjalny dokument, tak zwane „Materiały” dla dyskusji, które zostały opublikowane w „La Voz” 28 stycznia i zawierały anonimowy akt oskarżenia przeciwko staremu kierownictwu (Laborde, Campa i in.), winnych jakoby „ugodowego” stosunku do trockizmu. Co właściwie za tym wszystkim się kryło, szeroka opinia publiczna nie miała jasności. Ale uświadomieni i zainteresowani obserwatorzy nie mieli wątpliwości, że szykowany jest jakiś poważny cios, jeśli nie przeciwko „trockizmowi”, to przeciwko Trockiemu.
Teraz jest całkiem oczywiste, że przewrót wewnątrz partii komunistycznej był ściśle związany z wydanym z Moskwy rozkazem zamachu. Najprawdopodobniej GPU natknęło się na pewien opór wśród kierownictwa partii komunistycznej, które przywykło do spokojnego życia i mogło obawiać się bardzo nieprzyjemnych politycznych i policyjnych następstw zamachu. W tym właśnie leży najwidoczniej źródło oskarżeń przeciwko niemu o „trockizm”. Kto się sprzeciwia zamachowi na Trockiego, ten najwidoczniej jest „trockistą”.
Anonimowa komisja czystki odsunęła od pracy przywódcę partii komunistycznej Laborde i wraz z nim Komitet Centralny, wybrany na poprzednim zjeździe. Kto dal komisji czystki tak nieograniczone prawa? Skąd wzięła się sama komisja? Nie mogła najpewniej powstać na drodze żywiołowego samostanowienia. Powołały ją osoby, które miały pełnomocnictwa z zewnątrz. Osoby te najwidoczniej miały wszelkie podstawy, by zataić swe imiona.
Dopiero 18 lutego, kiedy przewrót był już zakończony i pozostało tylko usankcjonowanie go, został opublikowany skład nowej komisji czystki, w której znaleźli się sami Meksykanie, przy czym znów nie zostało powiedziane, kto ich wyznaczył. Do czasu zwołania zjazdu partii, 21 marca, wszystkie kwestie zostały już rozwiązane i delegatom pozostawało tylko złożenie przysięgi posłuszeństwa nowemu kierownictwu, które powołane zostało bez nich i w celach, które większości z nich nie były znane.
Jak widać ze sprawozdania ze zjazdu w „La Voz de Mexico” (18 marca 1940 r.), Dyskusja wokół kwestii „Walki przeciwko trockizmowi i innych wrogów ludu” odbywała się nie na otwartym posiedzeniu zjazdu, jak wokół innych kwestii porządku dnia, lecz na zamkniętym posiedzeniu specjalnej komisji. Już sam ten fakt świadczy, że nowi przywódcy musieli ukrywać swoje zamiary także przed zjazdem własnej partii. Kto należał do specjalnej komisji, tego nie wiemy. Mamy jednak hipotezę na temat tego, kto nią kierował zza kulis.
Zjazd wybrał a właściwie biernie zatwierdził „honorowe prezydium” w którego skład wszedł Dymitrow, Manuilski, Kuusinen, Thälman, Carlos Contrares i inni. Skład honorowego prezydium został opublikowany w broszurze Dionisio Encina „Fuera el imperialismo!” (Edision popular, 1940 r., str. 5). Dymitrow, Manuilski, Kuusinen znajdują się w Moskwie, Thälman - w berlińskim więzieniu a Carlos Contrares jest w Meksyku. Włączenie go do honorowego prezydium nie mogło być przypadkowe. Contrares w żadnym razie nie należy do grona tak zwanych międzynarodowych „przywódców”, których włączenie do honorowego prezydium ma charakter rytualny. Imię jego po raz pierwszy zyskało złą sławę w czasie wojny domowej w Hiszpanii, gdzie Contrares, jako komisarz piątego pułku, był jednym z najbardziej okrutnych agentów GPU. Lister, Contrares i trzecia osoba, o pseudonimie „El Campesino”, prowadzili wewnątrz obozu republikańskiego swoją własną „wojnę domową”, wyniszczając fizycznie przeciwników Stalina z grona anarchistów, socjalistów, poumistów i trockistów. Fakt ten może być potwierdzony na podstawie publikacji i przesłuchania licznych hiszpańskich uciekinierów. Nie będzie więc nadmierną śmiałością założenie, że były komisarz piątego pułku i członek „honorowego” prezydium zjazdu jest jedną z ważniejszych dźwigni w dziele zmiany kierownictwa partii komunistycznej na początku tego roku. Takie przypuszczenie jest tym bardziej zasadne, iż Contrares przeprowadził już jedną „anty-trockistowską” czystkę w meksykańskiej partii komunistycznej, właśnie w 1929 r. Co prawda p. Contrares zaprzecza swemu udziałowi w tej sprawie. Dlaczego jednak w takim razie wybrano go do honorowego prezydium zjazdu, związanego ze spiskiem?
Kiedy w pierwszych miesiącach tego roku śledziłem poprzez prasę procesy zachodzące w partii komunistycznej, wyobrażałem sobie sytuację daleko nie tak jasno, jak teraz. Nie miałem jednak wątpliwości także wtedy, że za oficjalnym ekranem partii, z jego chińskimi cieniami, kryją się ruchy prawdziwych figur. Prawdziwymi figurami są w tej grze agenci GPU. Oto dlaczego czekałem na zamach.
„Moralne” przygotowanie zamachu
Początkowy szeroki plan doprowadzenia do masowego ruchu na rzecz wygnania Trockiego z Meksyku, poniósł całkowitą klęskę. GPU musiało wejść na drogę terrorystycznego aktu. Konieczna była jednak próba przygotowania do tego aktu opinii społecznej. Jako że GPU nie zamierzało przyznawać się do autorstwa zabójstwa, konieczne stało się powiązanie terrorystycznego aktu z wewnętrzną walką polityczną w Meksyku. „La Voz”, „El Popular”, „El Futuro” próbowały już wcześniej powiązać mnie z to z generałem Cedillo, to z generałem Amaro, to z Vasconselosem, to z dr. At, nie mówiąc już o przedsiębiorcach naftowych i komisji Diesa. Teraz wydano im rozkaz dziesięciokrotnie zwiększyć wysiłki w tym kierunku. Kampania prezydencka z perspektywą ostrych konfliktów stwarzała, jak się wydawało, bardziej sprzyjające warunki dla takich prób. Intelektualni uczestnicy zamachu zaliczyli mnie do obozu generała Almazena, co nie przeszkodziło im później przypisać organizację zamachu almazanistom. Ludzie ci kierują się w swojej działalności zasadą, którą Stalin stosował przedtem, zanim sformułował ją Hitler: „Im większe kłamstwo, tym prędzej w nie uwierzą”.
„Moralne” przygotowywanie zamachu rozpoczęło się wraz z technicznym. Wzmożenie nagonki na „trockizm” staje się oczywiste w grudniu ubiegłego roku. W „La Voz” z 24 grudnia, w artykule:
„Rola trockizmu”, Gonzalo Beltrana.
„Jeśli chodzi o nowego papieża Lwa XXX - XXX z powodu trzydziestu srebrników najbrudniejszego z Judaszy - to zagrał on rolę, przygotowaną dla niego przez komitet Diesa i Lew XXX miesza się do spraw Ameryki Łacińskiej po stronie państw imperialistycznych, i kończy swoją pracę deklaracją, że „wywłaszczenie ropy jest dziełem komunistów”
słowa „wywłaszczenie ropy - jest dziełem komunistów” zostały wzięte w cudzysłów, jakby stanowiły cytat z jakiegoś mojego artykułu, jakbym był przeciwnikiem nacjonalizacji przedsiębiorstw naftowych. Nie ma potrzeby mówienia, że to łgarstwo. W prasie światowej, jak umiałem, tak broniłem prawa meksykańskiego ludu do stania się gospodarzem własnych bogactw. Ale falsyfikatorów z GPU takie drobiazgi nie zajmują.
W swoim sprawozdaniu na marcowym zjeździe członek KC Andres Garcia Salgado pobił wszystkie rekordy łgarstwa, ustanowione przez międzynarodowy stalinizm. Pokonując obrzydzenie, przytoczę kilka przykładów.
„Rząd Cardenasa pozwolił na wjazd Trockiego wbrew zdaniu robotniczych organizacji; to dało Trockiemu możliwość utworzenia w naszym kraju kierowniczego ośrodka jego międzynarodowej organizacji szpiegowskiej na służbie wszystkich sił kontrrewolucyjnych; i wszystko to było możliwe wyłącznie z uwagi na to, że kraje imperialistyczne były zainteresowane w przekształceniu naszego kraju w centrum ich działalności w dziedzinie szpiegostwa i prowokacji”.
Przy całym nieuctwie tych osobników, nie mogą oni nie wiedzieć, że ani jeden z krajów imperialistycznych nie wpuszcza mnie w swe granice; że przywódcy imperializmu wszystkich krajów odnoszą się do mnie, jak do wroga; że moi współtowarzysze prześladowani są we wszystkich imperialistycznych krajach; że Meksyk udzielił mi gościny właśnie dlatego, że nie jest to kraj imperialistyczny i że jego rząd poważnie traktuje prawo azylu. Ale falsyfikatorzy, zajęci „moralnym” przygotowaniem zamachu, nie mają czasu pochylać się nad takimi drobiazgami. Salgado kontynuuje:
„W ten sposób trockistowscy szpiedzy zawsze pracowali wspólnie z armią Franco, koordynując swoje powstania i agitację na tyłach lojalistów z operacjami wroga”.
„Trocki - człowiek, któremu biją brawo panowie z Moterrey, który dostarczał argumentacji kompaniom naftowym przeciwko robotniczym organizacjom i przeciwko rządowi - prowadzi swoją działalność w zgodzie z planami reakcjonistów i potrzebami imperializmu.
Towarzysze, niechaj posłuży nam to za przykład, żeby wzmóc naszą walkę przeciwko trockizmowi i żeby wygnać szefa tej bandy szpiegów z naszego kraju”.
(„Wypędzajcie wrogów ludu z rewolucyjnych szeregów”)
Tak wygląda referat „przywódcy” na zjeździe „komunistycznej” (!) partii. W jaką kloakę kremlowska oligarchia zmieniła to, co było niegdyś Międzynarodówką Komunistyczną! W wyniku naturalnej i sztucznej selekcji miejsce rewolucjonistów zajęli stopniowo karierowicze, spryciarze i zawodowi oszczercy. Do nich zalicza się też p. Salgado.
W „La Voz” z 1 maja 1940 r., gdzie żąda się całkowitej swobody działania dla bezprawnie prześladowanego przez policję D. Siqueirosa, wydrukowana jest oficjalna odezwa partii do narodu, która głosi:
„Wygnać agentów imperializmu z Meksyku! Zagraniczni szpiedzy i prowokatorzy powinni zostać wygnani z kraju a w pierwszej kolejności ich najbardziej niepoprawny i niebezpieczny prowodyr - Lew Trocki”.
Bronić przed meksykańskimi władzami D. Siqueirosa i jednocześnie żądać od tychże władz represji wobec Trockiego - wszystko to trzy tygodnie przed zamachem - cóż to takiego, jak nie przygotowywanie zamachu?
19 maja 1940 r., pięć dni przed zamachem, znajdujemy w „La Voz” artykuł, zimna wściekłość którego sięga apogeum:
„Zdrajca Trocki
Trocki, „stary zdrajca”, jak nazwał go pewnego razu tow. Lombardo Toledano, dowodzi nam każdorazowo, gdy tylko ma po temu sposobność, że im bardziej starzeje się, tym większą staje się kanalią i tym większym szpiclem”.
„Szpieg na służbie reakcyjnych sił, agent komitetu Diesa w Meksyku.
Trocki musi ponieść odpowiedzialność przed władzami kraju za swoje antyproletariackie i antymeksykańskie sprawki i skończyć ze swoim kretynizmem.
A teraz zdrajca, marząc zapewne o powrocie tych dni, kiedy mógł organizować swój własny sąd i sądzić siebie przez własnych przyjaciół w domu Diego Rivery, zażądał, żeby sąd rozpatrzył postawione mu oskarżenia, że jest agentem komitetu Diesa, do czego sam się przyznał w swoich publicznych wystąpieniach.
Jasne jest, że Trocki szuka trybuny dla kontynuowania swojej nikczemnej roboty przeciwko robotnikom Meksyku. Lud nie da mu tej trybuny.
O Trockim robotnicy Meksyku już się wypowiedzieli w tym sensie, że powinien być wygnany z kraju”.
Artykuł, rzecz zrozumiała, nie jest podpisany. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby pod artykułem widniał zbiorowy podpis: David Siqueiros, Nestor Sanchez Hernandez, Luis Arenal, David Serrano, Pavon Flores.
W innym artykule w tym samym numerze jest mowa o tym, że Trocki zamierza:
„poprzeć prowokatorów i morderców, płonących chęcią wmieszania się w wewnętrzne sprawy Meksyku”.
„Jeśli chodzi o Trockiego, przypominamy, że ten nikczemny zdrajca rzucił właśnie wyzwanie „El Popular” i czasopismu „Futuro”, żądając od nich przedstawienia w ciągu 72 godzin swoich zarzutów - które są zarzutami całego ruchu rewolucyjnego Meksyku i całego świata - przeciwko starczemu, nędznemu rozdziałowi „Czwartej Międzynarodówki”. Jaki sprytny jest staruszek-zdrajca! Doskonale wie, że w 72 godziny można zaledwie zacząć spis wszystkich jego nikczemności, jego zbrodni, jego współdziałania z wrogami wszystkich narodów, poczynając od narodów ZSRR, Chin i Hiszpanii”.
Ostatni numer „La Voz” przed zamachem poświęcony jest, jak widzimy, przede wszystkim nagonce na Trockiego i stanowi potworne nagromadzenie fałszywych oskarżeń i oszczerstw. Tak piszą ludzie, którzy jutro zamierzają zamienić pióro na karabin maszynowy. Redakcja „La Voz” wiedziała o mającym nastąpić zamachu i przygotowywała do tego opinię społeczną własnej partii i kręgów sympatyków.
Nie sposób na chwilę nawet przypuścić, że redaktorzy „La Voz”, pełnoletni i przytomni ludzie wierzyli w to, co o mnie napisali. Łżą na zimno, na rozkaz z góry. I najlepiej dowodzą swych złych zamiarów przez to, że do oszczerstw, które dostają w gotowej formie z Moskwy, dodają własne wymysły o moim „udziale” w powstaniu Sadillo, o moim „sojuszu” z Diesem przeciwko Meksykowi, czy o moim udziale w kampanii wyborczej. Łgarze odmawiają przedstawienia dowodów pod pretekstem, że nie chcą dać mi „trybuny”, czy robić mi „reklamy”. A kiedy nazywam ich najemnikami Stalina, grożą zamknięciem mnie w więzieniu za „oszczerstwo”!
Taka jest szkoła stalinizmu. Ideologiczny cynizm i moralny bezwstyd są jej głównymi cechami. Ludzie ci nie mają żadnego szacunku dla faktów i dokumentów - nie są zdolni do dokładnych badań, nigdy nie formułują w sposób jasny i określony swoich oskarżeń, ich oszczerstwo ma charakter brudnej rozlewającej się plamy. Z ZSRR, gdzie nikt nie śmie sprzeciwiać się Stalinowi lub jego współpracownikom, duch serwilizmu, służalczości i lokajstwa rozpowszechnił się na cały Komintern, zatruwając pory ruchu robotniczego.
Kto chce wiedzieć, czym jest reżim Stalina, czym jest GPU, jak w Moskwie sprawowana jest „praworządność”, albo jak tam wykładają dzieciom historię rewolucji - niech czyta „La Voz de Mexico”. Pomimo swej nędzy, po części dzięki swej nędzy, „La Voz” wiernie odzwierciedla ducha i moralność totalitarnego Kremla.
Zacieranie śladów GPU
W pierwszych dniach po zamachu panowie inspiratorzy pochowali się po swych norach. Bali się, że ich „wojskowi” koledzy mogą wpaść w ręce policji. Insynuacje prasy GPU miały początkowo ostrożny charakter. Ale każdy kolejny dzień dodawał tym panom odwagi. Przez dziesiątki kanałów puszczali w obieg głupią i haniebną wersję zamachu na samego siebie.
Do końca maja policji, wprowadzonej w błąd przez moralnych wspólników zbrodni, nie udało się, jak wiadomo, wpaść na trop zbrodniarzy. W stalinowskich kręgach nastroje mocno się poprawiły. W „La Voz de Mexico” z 1 czerwca zamach jest już nazywany „esta grotesque farce”.
„Wydarzenia, jakie miały miejsce niedawno w Meksyku, zostały zręcznie przygotowane przez nędznego Trockiego i jego bandę; plastycznie podkreśliły one elementy prowokacji, jakie są w nich zawarte”.
„Trocki - agent, oddany duszą i ciałem międzynarodowemu kapitalizmowi, któremu służy na narzędzie; wyznaczono mu służbę interesom międzynarodowego kapitalizmu. Nawet w tym wypadku nie uznał za niezręczne zrobienie mu jeszcze jednej przysługi z „napadem”, którego obiektem był w willi, gdzie mieszka”.
Do czego to szokujące przedsięwzięcie potrzebne było „kapitalizmowi” i samemu Trockiemu, gazeta nie wyjaśnia. „Im większe kłamstwo, - głosi zasada Hitlera - tym prędzej w nie uwierzą”.
„La Voz” z całych sił próbuje dać alibi partii komunistycznej; po ludzku - można to zrozumieć. Ale nie zastanawiając się nad tym, gazeta bierze w obronę GPU.
„Prowokacja, w jaką Trocki jest bezpośrednio zamieszany, nosi do tego charakter prowokacji antyradzieckiej” (1 czerwca 1940 r.).
Jasne - za cenę zamachu na samego siebie Trocki próbuje skompromitować czyste i nieskalane GPU.
W tymże numerze redakcja informuje:
„Otrzymaliśmy deklarację meksykańskiej sekcji towarzystwa weteranów republiki hiszpańskiej, w której stwierdzają oni, że napad „na kontrrewolucjonistę Lwa Trockiego jest wulgarnym manewrem reakcji i imperializmu przeciwko meksykańskiemu ludowi”.
Przewodniczącym meksykańskiej sekcji towarzystwa jest sam David Alfaro Siqueiros! Organizator zamachu protestował przeciwko „wulgarnemu manewrowi reakcji”.
Redakcja zdradza się tu całkowicie. Aby wykazać swoje alibi, musi dowodzić braku związku ze sprawą GPU, od którego nie może się oddzielić. A żeby udowodnić, że był to mój „zamach na samego siebie”, musi odwoływać się do wysokiego autorytetu D. A. Siqueirosa. We wszystkim tym jest bez wątpienia coś z domu wariatów - bezczelność i bezkarność łatwo dochodzą do granic szaleństwa. Ale w tym szaleństwie jest metoda, nierozerwalnie związana z imieniem GPU.
Przytoczywszy bezstronne świadectwo Siqueirosa, „La Voz”, ze swej strony, pisze:
„Trocki - jeden z głównych inspiratorów piątej kolumny, podpora meksykańskiej reakcji i amerykańskiego imperializmu, najemny agent najgorszych rzeźników meksykańskiego narodu”.
Językiem szaleństwa przemawia tu strach - ludzie ci boją się, że przyjdzie im odpowiedzieć za zamach z 24 maja.
Wątpliwe, czy jest potrzeba analizowania numer po numerze pogardy godną stalinowską publikację, wijącą się między meksykańską policją a GPU. Zachowanie gazety w krytycznych tygodniach bez wątpienia wskazuje, że jej kierownictwo doskonale wiedziało od samego początku, że zamach zorganizowany został przez agenturę Stalina. Wiedziało o roli w zamachu D. Siqueirosa. Wiedziało, że Robert Harte nie był uczestnikiem zamachu, lecz jego ofiarą. Tworząc teorię zamachu na samego siebie i siejąc oszczerstwa przeciwko Harte’owi, działało ono w interesach GPU i tym samym - we własnym interesie.
Wniosek jest absolutnie jasny - gdyby w Moskwie ukazywał się oficjalny organ GPU, to nie mógłby prowadzić przygotowań do zamachu i zacierać później śladów z większym żarem i bezwstydem, niż „La Voz de Mexico”.
Teoria „zamachu na samego siebie”
Od dnia mojego przyjazdu do Meksyku (styczeń 1937 r.) policja podjęła specjalne kroki dla mojej obrony przed możliwymi zamachowcami. Władze musiały mieć do tego poważne podstawy. Policja broniła mnie, należy sądzić, nie przed komitetem Diesa, którego w 1937 r. jeszcze nie było, nie przed „almazanistami” i nie przed „zamachem na samego siebie”. Na pytanie: przed kim właściwie chroniła mnie policja w ciągu trzech i pół lat do zamachu z 24 maja, do pomyślenia jest jedna tylko rozsądna odpowiedź - przed GPU.
Tymczasem, gdy do zamachu rzeczywiście doszło, przy czym w takiej formie, która przejawiała wszystkie cechy tajnej policji Stalina, pewna część meksykańskiej prasy („La Voz de Mexico” i wtórujący jej „El Popular” i „Futuro”) rozpoczęła kampanię, mającą wykazać, że GPU nie ma z tą sprawą nic wspólnego.
Co prawda, w pierwszych dniach po zamachu panowie inspiratorzy pochowali się po norach. Bali się, że ich „wojskowi” koledzy mogą wpaść w ręce policji. Insynuacje prasy GPU miały początkowo ostrożny charakter. Ale każdy kolejny dzień dodawał tym panom odwagi. Przez dziesiątki kanałów puszczali w obieg głupią i haniebną wersję zamachu na samego siebie. Kampania stalinowskiej prasy, w połączeniu z jeszcze bardziej cyniczną ustną agitacją, nie pozostała bez wpływu - na kilka dni uwaga władz śledczych została skierowana na fałszywy trop i zagraniczni uczestnicy zamachu uzyskali możliwość opuszczenia Meksyku. Tylko zdyscyplinowana bezczelność agentów GPU mogła przydać prawdopodobieństwa absurdalnej wersji o „zamachu na samego siebie”.
Co mógłbym mieć na celu, podejmując się takiego potwornego, odrażającego i niebezpiecznego przedsięwzięcia? Nikt tego dotąd nie wyjaśnił. Sugerują, że chciałem oczernić Stalina i jego GPU. Ale czyż jeden dodatkowy zamach może cokolwiek dodać do reputacji człowieka, który wyniszczył całe stare pokolenie bolszewickiej partii? Mówią, że chcę wykazać istnienie „piątej kolumny”. Po co? W jakim celu? Do tego, aby dokonać zamachu całkiem wystarczy agentów GPU; nie potrzeba tu tajemniczej piątej kolumny. Mówią, że chciałem narobić kłopotów meksykańskiemu rządowi. Z jakiej racji miałbym robić kłopoty jedynemu rządowi, który udzielił mi gościny? Mówią, że chciałem wywołać wojnę między Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem. Takie tłumaczenie już jednak w pełni zaliczyć należy do bredni. Dla sprowokowania takiej wojny byłoby w każdym razie bardziej celowe zorganizowanie zamachu na amerykańskiego ambasadora lub na naftowych magnatów a nie na rewolucjonistę-bolszewika, obcego i nienawistnego imperialistycznym kręgom.
Kiedy Stalin organizuje na mnie zamach, to sens jego działań jest jasny - chce zniszczyć swego wroga nr 1. Stalin przy tym osobiście nie ponosi ryzyka - działa z daleka. Organizując „zamach na samego siebie”, przeciwnie, musiałbym sam ponosić odpowiedzialność za podobne przedsięwzięcie, ryzykując swym losem, losem mojej rodziny, moją polityczną reputacją i reputacją ruchu, któremu służę. Po co mi to?
Jeśli jednak przypuścić rzecz niemożliwą, to mianowicie, że wyrzekając się sprawy całego mojego życia i podeptawszy zdrowy rozsądek i własne interesy życiowe, postanowiłem zorganizować „zamach na samego siebie” w imię nieznanego celu, to pozostaje jeszcze pytanie: gdzie i jak zdobyłem 20 wykonawców? W jaki sposób umundurowałem ich na policjantów? Uzbroiłem ich? Zaopatrzyłem we wszystko, co niezbędne? itd., itd. Inaczej mówiąc - w jaki sposób człowiek, żyjący prawie całkiem odizolowany od zewnętrznego świata, wymyślił sposób realizacji przedsięwzięcia, na które stać tylko potężny aparat? Przyznaję, że i teraz czuję się niezręcznie, poddając krytyce pomysł, który nie zasługuje na krytykę.
GPU zmobilizowało z wielkim znawstwem rzeczy swoich agentów, żeby mnie zabić. Próba przez przypadek nie powiodła się. Przyjaciele GPU zostali skompromitowani. Muszą oni teraz uczynić wszystko, by zrzucić na mnie odpowiedzialność za nieudany zamach ich własnego szefa. Nie mają przy tym wielkiego wyboru środków. Muszą przy tym posługiwać się najbardziej prymitywnymi metodami, kierując się aforyzmem Hitlera: „Im większe kłamstwo, tym prędzej w nie uwierzą”.
GPU przygotowuje nową machinację. Agenci Stalina zamierzają, wedle najlepszych moskiewskich wzorców, ogłosić Siqueirosa agentem Trockiego.
Przywódcy partii komunistycznej wykonują teraz złożone manewry wokół osoby D. Siqueirosa. W wyniku tych manewrów przyjaciele GPU chcieliby poświęcić Siqueirosa, skompromitować mnie i uratować siebie. Jednakże wynik tej zbyt złożonej intrygi może się okazać wręcz przeciwstawny do oczekiwań strategów GPU.
Manewr rozpoczął David Serrano, członek biura politycznego, tj. jeden z oficjalnych przywódców partii komunistycznej. 19 czerwca jego zeznania zostały przekazane w druku w sposób następujący:
„Powiedział, że od razu po wydarzeniach w Koyoacan partia komunistyczna przeprowadziła śledztwo, żeby wyjaśnić, co zaszło. Śledztwo skierowało się w stronę Alfaro Siqueirosa, człowieka, który nie odpowiada za swoje czyny i którego uważa się za niespełna rozumu, i że od tej pory podejrzewano Alfaro Siqueirosa, w towarzystwie którego stale przebywał niejaki Blanco i Antonio Pujol, jego uczeń i osobisty adiutant”.
Ten donos na najbliższych współtowarzyszy i współuczestników zamachu byłby absolutnie niemożliwy w szeregach rewolucyjnej partii. Ale wśród stalinowców „salus GPU - suprema lex”. Postponując Siqueirosa, jako „człowieka, który nie odpowiada za swoje czyny” i którego uważa się za niespełna rozumu, D. Serrano próbuje odwrócić uwagę od Kremla i - od siebie samego.
24 czerwca, kiedy ogólny charakter napadu i imiona głównych uczestników zostały już ustalone, „La Voz de Mexico” opublikowała następujące oświadczenie partii:
„Mnóstwo osób okazuje się być bezpośrednio lub pośrednio zamieszanych, wśród nich Alfaro Siqueiros, na którego wskazano, jako na kierującego napadem i Komunistyczna Partia Meksyku oświadcza kategorycznie, że nikt z uczestników prowokacji nie jest członkiem partii, że wszystko to są elementy nieodpowiedzialne i agenci-prowokatorzy”.
W różnych wariacjach oświadczenie to jest powtarzane w następnych dniach. Odtąd Siqueiros oskarżony jest nie tylko o to, że jest „niespełna rozumu”, ale też „agentem-prowokatorem”.
Zeznania D. Serrano na temat Siqueirosa i A. Pujol posłużyły za sygnał do takich samych zeznań pozostałych aresztowanych. „Serrano Andonegui składa pierwsze zeznania na temat Alfaro Siqueirosa i następnie szpiedzy rozszerzają swe zeznania”. Całą odpowiedzialność podsądni składali odtąd na D. Siqueirosa. Mateos Martinez, członek partii, przyznał najpierw, że D. Serrano, członek biura politycznego, „jest człowiekiem zdolnym do zorganizowania sprawy podobnej do zamachu na Trockiego”. Najwidoczniej jednak, pod dobroczynnym wpływem swojego obrońcy, p. Pavona Floresa, członka KC partii komunistycznej, Mateos Martinez od razu zrozumiał, że D. Serrano nie ma z tym nic wspólnego, że tylko agenci-prowokatorzy w rodzaju Siqueirosa zdolni są do takich działań.
Umocniwszy się na tym stanowisku, stalinowcy zaczęli posuwać się dalej i 2 sierpnia D. Serrano już zeznał, sądząc z gazet, że ja dawałem Siqueirosowi pieniądze czy to na jakieś czasopismo, czy to na „zamach na samego siebie”. Cel tego nowego absurdu jest jasny - D. Siqueiros stopniowo zmienia się w trockistę. „Im większe kłamstwo, tym prędzej w nie uwierzą” głosi zasada Hitlera-Stalina.
Za kulisami oficjalnego śledztwa prowadzona jest bez wątpienia wytężona praca. GPU nie chce się poddawać. Nie bacząc na zwłoki R. S. Harte’a, nie bacząc na przyznanie się szeregu aresztowanych, GPU chce ożywić wersję zamachu na samego siebie. Byłoby to tak korzystne dla szeregu osób z nadpsutą reputacją. Do tego GPU dysponuje nieograniczonymi środkami.
W totalitarnej Moskwie taka machinacja powiodłaby się bez trudu. W Meksyku sprawa wygląda inaczej. Tu agenci GPU, w tym także D. Serrano i jego adwokat Flores, powinni byli miarkować swój zapał. Łżą zbyt otwarcie. Przeczą sobie zbyt bezceremonialnie. Zapominają dzisiaj, co robili i mówili wczoraj. Wykażemy to teraz w sposób najbardziej oczywisty. Cel tych słów na tym też i polega, by przeszkodzić GPU w zmąceniu swoją intrygą opinii społecznej choćby na kilka dni.
Jakie były w rzeczywistości stosunki partii z Siqueirosem przed zamachem? Stosunki polegające na ścisłej współpracy, pełnej jedności celów i metody, stosunki podziału pracy. Między Siqueirosem a tymi czy innymi przywódcami meksykańskiej partii komunistycznej dochodziło bez wątpienia do „nieporozumień” - zawiść, intrygi, wzajemne donosy charakteryzują w ogóle to środowisko. Ale Siqueiros nigdy nie zrywał z Kremlem. Zawsze pozostawał wiernym agentem Stalina. W Hiszpanii, tak jak i D. Serrano, prowadził pracę pod kierownictwem radzieckich agentów GPU. Wrócił do Meksyku, jako zaufany agent Moskwy. Czciły go wszystkie stalinowskie i półstalinowskie grupy. „El Popular” i „El Futuro” poświęcały mu panegiryczne artykuły. Czyżby L. Toledano, V. Villasenor, Alejandro Carrillo jednak nie domyślali się, że Siqueiros jest „niespełna rozumu”, agentem-prowokatorem” a nawet „trockistą”?
W grudniu 1939 roku, kiedy plan zamachu był już opracowywany w ścisłym gronie spiskowców, partia komunistyczna zorganizowała wiec dla uczczenia sześćdziesięciolecia Stalina, „genialnego przywódcy, dumy światowego proletariatu”. W sprawozdaniu z tego wiecu, w „La Voz de Mexico” z 21 grudnia, czytamy:
„Przytoczone wyżej posłanie zostało uchwalone przy ogłuszających oklaskach obecnych na wiecu w związku z sześćdziesięcioleciem Stalina w teatrze Hidalgo. W składzie prezydium byli towarzysze James Ford, Alfaro Siqueiros, Rafael Carrub, Valentina Campa, Andrea Salgado i hiszpańska pisarka Margarita Nelkin”.
Tak więc „niespełna rozumu”, „agent-prowokator”, dawno „wykluczony” z partii Siqueiros zasiadał w prezydium komunistycznego wiecu, wraz z Fordem, kandydatem na wiceprezydenta z ramienia komunistycznej partii Stanów Zjednoczonych i innymi luminarzami Kominternu. A Alfaro Siqueiros, który jeszcze nie domyślał się, że jest ‚trockistą” - z pełną gotowością podpisał entuzjastyczny telegram do Stalina, od którego niedługo przedtem otrzymał rozkaz zorganizowania zamachu.
W tymże numerze „La Voz” znajdujemy artykuł:
„Podobnie przedstawia się sprawa z towarzyszem Davidem Alfaro Siqueirosem, bezprawnie postawionym przed sądem na podstawie fałszywego zeznania jednego z niższych urzędników policji Okręgu Federalnego. Uważamy, że wszystkie organizacje powinny wystąpić w sprawie towarzysza Siqueirosa.”.
„La Voz de Mexico” nazywa trockistę Siqueirosa „towarzyszem” i zazdrośnie broni agenta-prowokatora przed meksykańską policją.
W sprawozdaniu z drugiego komunistycznego wiecu w „La Voz de Mexico” z 14 stycznia 1940 r., kiedy Siqueiros już przystąpił do praktycznej organizacji zamachu, czytamy:
„Następnie Siqueiros wystąpił z trybuny, żeby zdemaskować prawdziwy charakter „niezależnej prasy”, która sprzedaje się temu, kto da więcej i która zmienia swoje poglądy odpowiednio do właściciela, który płaci. Wezwał wszystkich, lud i jego organizacje, do zrozumienia groźby reakcyjnego powstania, twierdząc, że meksykańska partia komunistyczna jest zmobilizowana do walki i odpowie godnie na agresję imperializmu i zdrajców ludu”.
Występując w charakterze głównego mówcy na komunistycznym wiecu, David Siqueiros nie tylko solidaryzuje się z partią, która go „wykluczyła”, ale też autorytatywnie przemawia w jej imieniu „twierdząc, że meksykańska partia komunistyczna jest zmobilizowana do walki”. Takim językiem może przemawiać tylko przywódca partii. Z kolei redakcja „La Voz” w pełni się solidaryzuje z bojowym wystąpieniem „towarzysza” Siqueirosa.
W numerze „La Voz” z 1 maja znajdujemy artykuł
„O uwolnienie Alfaro Siqueirosa.
Sąd nad Siqueirosem dobiega końca. Istnieje niebezpieczeństwo, że będzie on skazany pod rozkładającym wpływem kapitalistycznej prasy. Dlatego konieczne jest, aby solidarność robotników przejawiła się w natychmiastowym poparciu dla komitetu walki o całkowite uwolnienie Siqueirosa”.
Do zamachu pozostawało zaledwie trzy tygodnie; Siqueiros, którego policja obdarzała niestosownym zainteresowaniem, bardzo był w tych dniach potrzebny GPU! Redaktorzy „La Voz” wzięli go w obronę, nie przewidując, że będą musieli nieco ponad miesiąc później ogłosić swojego bliskiego zwolennika „agentem-prowokatorem”.
Takie same cyniczne sprzeczności, chociaż w mniejszej skali, znajdujemy w stosunku partii komunistycznej do p. Rosendo Gomez Lorenzo. Zgodnie z informacją policji, opublikowaną 19 czerwca, „na temat Rosendo Gomez Lorenzo (on właśnie - D. Serrano) powiedział, że było mu wiadomo, że został wykluczony z partii za oszustwo”. Wersja ta powtarza się także w „La Voz”, gdzie R. G. Lorenzo określony jest po prostu jako złodziej, który przywłaszczył pieniądze, zbierane dla partii.
Tymczasem 23 czerwca „La Voz”, sądząc najwidoczniej, że udział R. Lorenzo w zamachu nie został udowodniony i że może się on przydać, pisze już całkiem inaczej:
„Ta sama zaciekłość przejawiała się także w stosunku do dziennikarza Rosendo Gomez Lorenzo, którego dziennikarze bez czci nienawidzą ze skrywaną złością za jego postawę sprzyjania siłom rewolucyjnym”.
Ten, kto wczoraj był ogłoszony złodziejem, wyrzuconym z partii, dziś przedstawiany jest jako męczennik za ideały rewolucji!
Słyszeliśmy, jak D. Serrano pogardliwie ogłaszał Pujola uczniem i osobistym adiutantem niespełna rozumu Siqueirosa. Jasne jest, że z Pujolem D. Serrano nie mógł mieć nic wspólnego.
Jednakże w „El Polular” z 4 stycznia 1939 r. opublikowany został następująca depesza z Barcelony z 2. tegoż miesiąca, nadesłana przez S. T. M.:
„Powracającym do ojczyzny meksykańskim weteranom życzymy szczęśliwego nowego roku we wspólnej rewolucyjnej walce przeciwko reakcji i faszyzmowi. Za komitet: Pujol, sekretarz generalny; Talavera, sekretarz wydziału agitacji i propagandy; Justo - sekretarz organizacji”.
Sekretarz organizacji, Justo, to nikt inny jak David Serrano. Depesza ta świadczy więc o „ścisłej współpracy D. Serrano z Pujolem” a więc i z samym Siqueirosem.
Czy GPU nie zażąda od Siqueirosa, pod groźbą śmierci, żeby ten jutro sam się uznał za utajonego „trockistę”? Czy Siqueiros nie oświadczy, że R. Sheldon Harte został zabity w ramach „zamachu na samego siebie”? Czy sam D. Serrano nie pokaja się, że był po prostu agentem Diesa do spraw organizacji politycznych mordów? Czy „El Popular” nie szykuje czasem artykułu wstępnego na ten temat? Z góry możemy przewidzieć styl patriotycznego oburzenia!
Dlaczego stalinowcy zapierają się swoich czynów?
Kiedy niedorzeczna wersja „zamachu na samego siebie” sromotnie przepadła i odpowiedzialność agentów Kremla stała się oczywista dla wszystkich, przyjaciele, inspiratorzy i protektorzy Siqueirosa & Co podjęli próbę odcięcia się od zamachu powołując się na „pryncypia”.
La Voz” z 1 czerwca pisało:
„Komunistyczna Międzynarodówka, Międzynarodówka Lenina i Stalina, i z nią partie całego świata nigdy nie uznawały i nie uciekały się do indywidualnego terroru a jedynie do zorganizowanej przemocy mas”.
30 czerwca:
„Jakże to w takim razie możliwe, że komunistyczna partia, łamiąc swe własne zasady, działając wbrew własnym interesom, mogła wziąć udział w terrorystycznym akcie, obcym naszej praktyce i metodom walki”.
16 czerwca „La Voz de Mexico” powtarza:
„Partia komunistyczna oświadczała tysiące razy, że jej program nie uznaje i nie dopuszcza terroru indywidualnego a tylko otwartą działalność mas w obronie ich interesów”.
To samo powtarzają oskarżeni D. Serrano, Mateos Martinez i ich adwokaci. Wszyscy oni mówią wyłącznie o bezcielesnych „pryncypiach”, które zakazują indywidualnego terroru. Nikt z nich ani słowem nie wspomina o faktach. Nikt nie wspomina o GPU. Czyżby nigdy nie słyszeli o istnieniu tej instytucji? Czyż nie wiedzą, że GPU systematycznie zajmuje się zabójstwami nie tylko na terytorium ZSRR, lecz także we wszystkich krajach cywilizowanego świata?
Chodzi całkiem nie o to, czy dobre są czy złe tak zwane „pryncypia” partii komunistycznej. Chodzi o to, jaką działalność prowadzi partia komunistyczna i jakie są prawdziwe relacje między KC partii komunistycznej a GPU.
GPU nie jest po prostu tajną policją ZSRR a czymś znacznie większym. GPU jest narzędziem totalitarnego panowania stalinowskiej kliki nad ZSRR i nad Kominternem. Jednym z ważnych i stałych zadań GPU - jest fizyczne wyniszczanie najbardziej zdecydowanych i niebezpiecznych przeciwników dyktatury Stalina. Wewnątrz Związku Radzieckiego to wyniszczanie na poły ukryte jest za legalną formą. Poza granicami Związku Radzieckiego dokonywane jest w formie spisków, zamachów i zabójstw zza węgła.
GPU i Komintern, jako organizacje, nie są tożsame, są jednak nierozłączne. Są nawzajem sobie podporządkowane, przy czym to nie Komintern dysponuje GPU, lecz przeciwnie, GPU całkowicie panuje nad Kominternem. Panowanie to znajduje wyraz w samowolnych zmianach Komitetów Centralnych wszystkich sekcji na życzenie Moskwy; w czystkach, przeprowadzanych przez tajemniczą rękę, za plecami partii. Ci członkowie KC, którzy są agentami GPU, pilnują tego, by zachowanie partii w niczym nie było sprzeczne z interesami GPU. Jako że w partii nic nawet nie przypomina swobodnej dyskusji i demokratycznych decyzji, to poprzez Komitet Centralny agenci GPU mogą zmusić każdego członka partii, pod strachem moralnej a niekiedy i fizycznej śmierci, do wykonywania postanowień GPU. Bez zrozumienia tej mechaniki nie sposób zdać sobie sprawy z rzeczywistych motywów zachowania „La Voz”, podsądnych i ich obrońców.
W czerwcu 1937 r. Hernan Laborde na rozkaz z Moskwy poddał „samokrytyce” politykę Komitetu Centralnego, w tym także swoją własną. Oto jedno z jego samooskarżeń:
„Domagaliśmy się, żeby porozumienie, które dawało Trockiemu możliwość urządzenia się w Meksyku, zostało anulowane, i groziliśmy masowymi akcjami, których nie mogliśmy rozwinąć z braku niezbędnych sił” (Hernan Laborde: „Jedność za wszelką cenę”, 1937 r.).
Cytat ten ma wielkie znaczenie. Partia komunistyczna groziła rządowi ruchem mas. Zrozumiałe, że Moskwa wolałaby wygnanie mnie pod naciskiem robotników. Ale mas nie było i partia tylko znalazła się w śmiesznej sytuacji. Stąd rozkaz z Moskwy: zaprzestać śmiesznych pogróżek i przygotować się bardziej poważnie. Moskwa miała nadzieję, że Lombardo Toledano z większym powodzeniem zorganizuje robotników pod hasłem wygnania Trockiego z Meksyku. Nie bacząc jednak na wszystkie wysiłki Toledano, robotnicy z uporem nie poddawali się tej agitacji - ludzie pracy nie lubią występować w roli naganiaczy. Tymczasem, wraz z wybuchem wojny, Kreml szczególnie ostro odczuł potrzebę zmuszenia mnie do milczenia. Z każdym dniem Moskwa coraz bardziej traciła cierpliwość i naciskała na swoją agenturę w Meksyku. Historia uczy, że kiedy awanturnicza organizacja nie dysponuje wystarczającymi siłami politycznymi dla wykonania zadań, myśl o działaniach terrorystycznych pojawia się sama przez się - rewolwer, karabin maszynowy czy nitrogliceryna musi zastąpić niedostatek siły mas. Oto klasyczna definicja terroru indywidualnego.
Wypieranie się przez „La Voz” terroryzmu jest po prostu rytualnym frazesem, który ma na celu uniknięcie odpowiedzialności. Fałszywy charakter tego wypierania się najlepiej dowodzi przykład samego D Siqueirosa. 5 marca 1939 r., występując w charakterze jednego ze stalinowskich oratorów przed meksykańskimi nauczycielami, Siqueiros głosił konieczność walki ze „zdrajcami”. „Konieczne jest, żeby wiedzieli, że rozbijemy ich nie poprzez bezpośrednie działanie a zjednoczeniem mas” („El Popular”, 6 marca, 1939 r., kol. 2).
Siqueiros uprzedził tu tę samą formułę, którą „La Voz”, „El Popular” i „Futuro” zmuszeni byli później powtarzać, żeby odciąć się od Siqueirosa. Próżna to próba! Siqueiros gruntownie skompromitował zbawczą formułę przez swoją kierowniczą rolę w „działaniu bezpośrednim” 24 maja.
Nie wolno nie podkreślić ogromnej różnicy w stosowaniu terroru przez partie rewolucyjne i przestępcze kliki, jak GPU. Rosja była klasycznym krajem indywidualnego terroru. Rewolucyjna partia zawsze otwarcie brała na siebie odpowiedzialność za każdy dokonany przez nią krwawy akt. Tak samo postępowali polscy i irlandzcy terroryści w walce o narodową niepodległość. Całkiem inaczej sprawa wygląda ze stalinowcami. Po dokonaniu kolejnego zabójstwa, nie tylko zapierają się swego czynu, ale próbują podrzucić swoją zbrodnię politycznemu przeciwnikowi. Nie działają w interesach ludu, lecz w interesach totalitarnej kliki. Muszą oszukiwać lud. Tchórzliwa dwulicowość nadaje terrorowi GPU haniebny i odrażający charakter.
Na czym polega istota mojego oskarżenia?
2 czerwca powtórzyłem w sądzie moje twierdzenie, że „La Voz de Mexico”, „El Popular” i „Futuro” są narzędziami GPU i korzystają z jego materialnego wsparcia. W ślad za „Futuro” i „Popular”, także „La Voz de Mexico” uznało za konieczne zwrócenie się do prokuratury z propozycją pociągnięcia mnie do odpowiedzialności za „defamację”. Nieostrożny krok! Komintern jest równie posłusznym narzędziem Kremla, jak i GPU. W jaki sposób „La Voz de Mexico” może pozostawać gazetą Kominternu i jednocześnie uważać za „defamację” wskazanie na jej związek z Kremlem? Najwidoczniej „La Voz” złożył swoją skargę tylko po to, żeby doprowadzić do absurdu skargi „El Popular” i „El Futuro”.
Moskwa zaczęła udzielać materialnej pomocy ruchowi rewolucyjnemu w innych krajach z chwilą, kiedy bolszewicy przejęli władzę. 13 grudnia 1917 r. Rada Komisarzy Ludowych wydała następujący dekret:
„Postanowienie nr 112 o wyasygnowaniu 2.000.000 rubli na potrzeby rewolucyjnego i internacjonalistycznego ruchu.
Mając na uwadze, że władza radziecka stoi na gruncie zasad międzynarodowej solidarności proletariatu i braterstwa ludzi pracy wszystkich krajów, że walka przeciwko wojnie i imperializmowi może jedynie w skali międzynarodowej doprowadzić do pełnego zwycięstwa, Rada Komisarzy Ludowych uważa za konieczne przyjść z pomocą we wszystkim, co możliwe i w tym także środkami pieniężnymi, lewemu internacjonalistycznemu skrzydłu ruchu robotniczego wszystkich krajów, absolutnie niezależnie od tego, czy kraje te znajdują się z Rosją w stanie wojny czy w sojuszu, czy też zachowują neutralność. W tym celu Rada Komisarzy Ludowych postanawia wyasygnować na potrzeby internacjonalistycznego ruchu do dyspozycji zagranicznych przedstawicieli komisariatu spraw zagranicznych dwa miliony rubli.
Przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych W. Uljanow (Lenin), Komisarz Ludowy Spraw Zagranicznych L. Trocki, Kierownik ds. Rady Komisarzy Ludowych W. D. Boncz-Brujewicz, Sekretarz Rady N. Gorbunow”.
Dziś także nie jestem skłonny wycofać swój podpis pod tym dekretem. Chodziło o jawną pomoc dla ruchu rewolucyjnego w innych krajach, pod kontrolą robotniczych organizacji. Partie, który otrzymywały pomoc, miały pełną wewnętrzną demokrację, w tym także - całkowitą swobodę krytyki radzieckiego rządu. Na kongresach Kominternu toczyła się zawsze zacięta ideowa walka, przy czym bywało nie raz, że wraz z Leninem pozostawaliśmy w mniejszości.
Za reżimu Stalina sprawa pomocy finansowej dla zagranicznych organizacji uległa całkowitemu zwyrodnieniu. „Robotniczy i chłopski rząd” kontrolowany przez partię i odpowiedzialny przed Radami, zmienił się w indywidualną dyktaturę, opierającą się na totalitarnym aparacie bezosobowych urzędników. Międzynarodowa solidarność zmieniła się w poniżającą zależność od Kremla. Finansowa pomoc stała się formą przekupstwa. Żaden rewolucjonista nie śmiałby nazwać „oszczerstwem” wskazanie na pomoc Kremla w okresie, kiedy Komintern był rewolucyjną organizacją! Teraz ta „pomoc” zaczęła być odczuwana nawet przez agentów Moskwy, jako wstydliwa i poniżająca zależność, do której nie należy otwarcie przyznawać się. Oskarżając mnie o „defamację”, meksykańscy agenci Kremla tylko potwierdzają moją ocenę obecnego Kominternu.
Nie stawiam „La Voz de Mexico” i innym czasopismom zarzutu, że otrzymują pieniądze od swoich współtowarzyszy zza granicy - jeśli o to chodzi, nie byłoby w tym nic nagannego. Oskarżałem i oskarżam je o to, że ich współtowarzysze w ZSRR to nie robotnicy i chłopi, lecz ciemiężyciele i kaci robotników i chłopów. Oskarżam ich o to, że wykonują zbrodnicze i haniebne polecenia GPU, że służą reakcyjnym celom pasożytniczej oligarchii, że nie mają śmiałości otwarcie się przyznawać, komu właściwie służą, że zmuszeni są ukrywać przed robotnikami swoje związki z GPU i swoją materialną zależność od niej. To ciężkie oskarżenie w pełni podtrzymuję!
Budżet Kominternu a pomoc dla zagranicznych sekcji i czasopism
Mieszanie się GPU do spraw Kominternu, system przekupstwa i demoralizacji przywódców ruchu robotniczego w innych krajach zaczęto systematycznie wdrażać mniej więcej od 1926 r., kiedy Stalin ostatecznie stanął na czele Kominternu. Odtąd też zaczęła się nieugięta walka opozycji („trockistów”) przeciwko finansowej samowoli i przekupstwom w Kominternie i na jego peryferiach. Tak na przykład opozycja ujawniła, że znany przywódca brytyjskich związków zawodowych Purcell, za swoją „przyjaźń” do Związku Radzieckiego, tj. do Kremla, otrzymywał potajemnie pensję w postaci 25 funtów szterlingów miesięcznie. Z rozmaitego materialnego pobłażania korzystali też i inni znani przywódcy brytyjskich związków zawodowych. Ich żony otrzymywały „niewinne” prezenty ze złota i platyny. Nie ma potrzeby mówić, że wszyscy ci panowie i panie, formalnie nie należący do Kominternu, uważali trockistów za „zdrajców”.
Pod wpływem demaskacji opozycji Stalin zobaczył, że musi zacząć publikować coś w rodzaju finansowego sprawozdania Kominternu. Załączam do tego oświadczenia sprawozdania finansowe za lata 1929, 1930 i 1931. Trzeba od razu powiedzieć, że i te sprawozdania, obrobione w laboratorium GPU, są całkowicie nierealne. Cały budżet jest kilkakrotnie pomniejszony. O utajnionych wydatkach w ogóle się nie wspomina. Źródła wpływów zostały zamaskowane. Wykazane w tych sprawozdaniach pomniejszone kwoty wpływów - 675.000 dolarów amerykańskich, 956.000 dolarów i 1.128.000 za wymienione wyżej trzy lata, w całości, czy też prawie w całości wpływały z poufnych funduszy Stalina.
Pomimo tych wszystkich przemilczeń i wynaturzeń a właściwie dzięki nim - jedna z pozycji wydatków zyskuje szczególnie przekonujący charakter. W budżecie każdego roku znajdujemy odrębną pozycję - subwencje dla partyjnych czasopism w wysokości 435.000, 641.000 i 756.000 dolarów amerykańskich. W ten sposób pomniejszone sprawozdanie finansowe otwarcie przyznaje, że w ciągu trzech wymienionych lat subsydia na publikacje sekcji Kominternu wzrosły od pół miliona do trzech czwartych miliona. Sprawozdanie nie uznaje więc za potrzebne ani możliwe skrywanie takiego społecznego faktu, jak pieniężna pomoc Moskwy dla zagranicznych sekcji i ich gazet. Najwidoczniej nawet arcyostrożnym księgowym GPU nie przyszło do głowy, że „La Voz de Mexico” może ogłosić wspominanie o pomocy pieniężnej ze strony Moskwy za „stare oszczerstwo”. W przytoczonych sprawozdaniach finansowych chodzi rzecz jasna tylko o oficjalne publikacje Kominternu, jak „La Voz de Mexico”, nie jest tu absolutnie włączona bezpośrednia i pośrednia pomoc dla czasopism, które formalnie nie są związane z Kominternem, wykonującym jednak bardzo ważne i delikatne polecenia GPU, jak na przykład „El Popular” i „El Futuro”. O tych czasopismach powiemy oddzielnie.
Może oczywiście powstać pytanie, dlaczego korzystam tylko ze sprawozdań finansowych za lata 1929, 1930 i 1931. Odpowiedź jest prosta - po rozprawieniu się z „trockistami” zaprzestano publikowania sprawozdań. Fałszywe sprawozdania wywoływały podejrzenia ze wszystkich stron i nikogo nie zadowalały. Zarazem takie pozycje w wydatkach, jak subsydiowanie sekcji i czasopism Kominternu, sprawiały niektórym z tych sekcji kłopot. Oto dlaczego zaprzestano publikowania sprawozdań (ostatnie sprawozdanie opublikowano najwidoczniej w 1931 r.).
Fakt, że Komintern nie publikuje już swoich budżetów świadczy tylko, że zmuszony jest całkowicie ukrywać swoje operacje finansowe. Nie znaczy to jednak, że zaprzestano subsydiowania sekcji i „przyjaciół”. Przeciwnie, subsydia rosły z roku na rok. Powinny teraz wynosić dziesiątki milionów dolarów, przy czym większa połowa tej kwoty wydatkowana jest, bez wątpienia, na czasopisma i „przyjaciół’ formalnie nie należących do Kominternu.
Nierozerwalny związek między Kominternem a GPU
B. Gitłow, jeden z założycieli komunistycznej partii Stanów Zjednoczonych, członek jej KC przez 20 lat, członek komitetu wykonawczego Kominternu i jego prezydium, daje w specjalnym liście następującą charakterystykę stosunków wzajemnych między Kominternem a GPU:
„Komprond, Nowy Jork, 25 lipca 1940 r.
Kiedy byłem członkiem prezydium komitetu wykonawczego Międzynarodówki Komunistycznej, brałem udział w kierowaniu sprawami Międzynarodówki Komunistycznej i dokładnie wiedziałem w jaki sposób organizacja działała w charakterze agenta GPU.
Każdy przedstawiciel Międzynarodówki Komunistycznej, którego posyłano z Rosji za granicę, otrzymywał zawsze specjalne instrukcje od GPU; w tych wypadkach, kiedy nie był on bezpośrednio agentem GPU, pracował pod kierownictwem agenta GPU.
Wydział specjalny Międzynarodówki Komunistycznej, zawiadujący paszportami, wizami i subsydiami partii komunistycznych i komunistycznych gazet poza Rosją, był zależny od GPU i kierownik tego wydziału był bezpośrednio odpowiedzialny przed GPU.
Było mi do tego wiadomo, że pod względem finansowym Międzynarodówka Komunistyczna była zależna od GPU.
Beniamin Gitłow”.
W kwestii zależności partii komunistycznych od GPU B. Gitłow daje wyjątkowo ważne i dokładne świadectwo w swojej książce „I Confess” (str. 300 i 303).
Świadectwa E. Mattorasa i W. Kriwickiego
Bardzo dokładne, chociaż daleko niepełne dane na temat finansowej dyktatury Kremla nad sekcjami Kominternu podaje w swojej dokumentalnej książce Enrique Mattoras, były sekretarz komitetu centralnego Komunistycznej Młodzieży i członek KC komunistycznej partii Hiszpanii: „Komunizm w Hiszpanii. Jego orientacja, jego organizacja, jego metody”, Madryt 1935 r. (str. 13 i 15).
Wymienione przez Mattorasa kwoty są stosunkowo skromne. Nie zapominajmy jednak, że książka Mattorasa ukazała się w 1935 r., tj. przed wybuchem wojny domowej, kiedy mieszanie się GPU w sprawy Hiszpanii uzyskało zdecydowany charakter. W każdym razie świadectwo E. Mattorasa pokazuje, że wraz z zaprzestaniem publikacji sprawozdań finansowych Kominternu nie zaprzestano bynajmniej subsydiowania sekcji.
E. Mattoras mówi o pomocy ze strony Międzynarodówki Komunistycznej a nie GPU. Jest to jednak kwestia terminologicznego maskowania. Międzynarodówka Komunistyczna nie ma własnej kasy. W zależności od czysto praktycznych względów, Kreml stawia na przekazie pieniężnym pieczęć Kominternu, Czerwonej Pomocy Międzynarodowej, Towarzystwa Międzynarodowych Stosunków Kulturalnych, „Przyjaciół ZSRR”, Sportinternu itd., itd. Pod wszystkimi tymi pieczęciami ukrywa się tenże Stalin a jego aparatem do kontaktów z zagranicą jest GPU, mające wszelkie podstawy do działania incognito.
Na temat finansowej zależności sekcji Kominternu od Kremla mamy wyczerpujące świadectwo generała W. Kriwickiego, który był do 1938 r. głównym radzieckim szpiegiem w całej Europie („In Stalin’s Secret Service”, W. G. Kriwickij, str. 51-53).
Kriwicki ustala, że sekcje Kominternu znajdują się w całkowitej finansowej zależności od Moskwy i że bezpośrednim organem finansowej kontroli nad Kominternem jest GPU.
Informacje Kriwickiego posiadają prawniczą wagę zeznań świadka, jako że W. Kriwickij zeznał wszystko pod przysięgą przed komisją izby reprezentantów Stanów Zjednoczonych i gotów jest odpowiedzieć na pytania meksykańskiego sądu.
Dodatkowe zeznania B. Gitłowa
Kiedy jest konieczne udowodnienie pieniężnej zależności partii komunistycznych od Moskwy, jedyny kłopot polega na nadmiarze świadectw i dokumentów. Zmuszony jestem sprowadzić cytowanie do minimum.
Beniamin Gitłow, który przez 20 lat sprawował kierowniczą rolę w ruchu komunistycznym w USA, opublikował książkę „I Confess” (str. 307, 389, 470 i 496) [Brak miejsca pozbawia nas, niestety, możliwości przytoczenia wszystkich tych cytatów.], która daje niepodważalne świadectwa całkowitej zależności sekcji Kominternu od Moskwy. B. Gitłow zerwał z Kominternem, w przeciwnym razie nie występowałby ze swymi wyznaniami. Obecne polityczne ukierunkowanie Gitłowa nie interesuje mnie. Wystarczy, że strona faktograficzna jego książki oparta jest na niepodważalnych danych.
Nawet tak bogata partia, jak północnoamerykańska, około połowy swoich wydatków pokrywała z moskiewskiego źródła i nie ma, jak widzimy, podstaw, by sądzić, że Meksyk stanowi wyjątek.
Cytuję książkę B. Gitłowa nie w charakterze utworu literackiego, lecz jako zeznanie świadka; po pierwsze, dlatego, że B. Gitłow złożył te same zeznania przed komisją śledczą izby reprezentantów Stanów Zjednoczonych pod przysięgą; po drugie, dlatego, że jest on gotów odpowiedzieć pod przysięgą na wszelkie pytania meksykańskiego sądu.
Finansowa pomoc dla partii komunistycznych Ameryki Łacińskiej
Jest absolutnie oczywiste, że partie komunistyczne Ameryki Łacińskiej znajdują się w takiej samej sytuacji wobec Moskwy, jak partie komunistyczne innych części świata. Na ten temat nie mogło by być wątpliwości, nawet gdybyśmy nie mieli żadnych specjalnych informacji. Takie informacje jednak mamy.
Do oświadczenia dodano autorytatywne zeznanie świadka p. Josepha Zack’a, który przez 15 lat odgrywał kierowniczą rolę w życiu amerykańskiego komunizmu, w tym także w krajach Ameryki Łacińskiej. Brak miejsca pozbawia nas możliwości przytoczenia jego zeznania.
J. Zack nie miał co prawda kontaktów z Meksykiem. Można jednak nie wątpić, że jeśli GPU nie zapominało o Kolumbii i Boliwii, to tym bardziej miało podstawy troszczyć się o Meksyk.
W 1931 r. uwagę meksykańskiego rządu zwrócił na siebie niejaki Manuel Diaz Ramirez, który na bieżącym rachunku w banku miał znaczące sumy.
Wtedy to, o ile wiem, zostało dokładnie wyjaśnione, że te pieniądze - pochodzą z Moskwy. Władze sądowe mają pełną możliwość sprawdzenia tego epizodu.
W dni zerwania stosunków dyplomatycznych między Meksykiem a ZSRR, meksykański rząd miał okazję oficjalnie wypowiedzieć się na temat tego, w jakim związku pozostają sekcje Kominternu z państwowymi organami ZSRR. Całkowicie pomijam kwestię „słuszności” czy też „niesłuszności” zerwania stosunków dyplomatycznych między Meksykiem a ZSRR, jak też prześladowań meksykańskiej partii komunistycznej. Tym bardziej jednak interesują mnie oficjalnie ustalone fakty. Informacja meksykańskiego rządu z 23 stycznia 1930 r. głosiła:
„Rząd Meksyku doskonale wie, że grupy rosyjskich komunistów nie działają, bo i nie mogą działać niezależnie, jako że wszystkie polityczne organizacje tego kraju podporządkowane są radzieckiemu rządowi”.
Twierdzenie, że żadna organizacja w ZSRR nie może działać niezależnie od rządu, jest absolutnie bezsporne. Kierownictwo wszystkich organizacji, skupione w rękach GPU, staje się szczególnie srogie i władcze, gdy chodzi o kontakty z zagranicą. Finansowa pomoc dla zagranicznych sekcji Kominternu, tak jak i dla „przyjaznych” czasopism, to sprawa GPU. Meksyk, jak widzimy, nie stanowi wyjątku.
System indywidualnej korupcji
Metody demoralizacji i przekupstwa, stosowane w Moskwie wobec zagranicznych działaczy ruchu robotniczego, dawno już stały się przysłowiowe. Wszelką opozycję wewnątrz Kominternu Moskwa dławi lub przekupuje. Kiedy wybrana przez legalny zjazd delegacja komunistycznej partii Stanów Zjednoczonych udawała się do Moskwy, przywódcy z góry wiedzieli, jakie ich czeka powitanie. („I Confess”, str. 568-9).
Epizod ten rzuca jasne światło na losy wielu „wykluczonych” albo „odsuniętych”, jak D. A. Siqueiros, G. Lorenzo, H. Laborde i inni. Próba wysłania tak wielkiej figury, jak Gitłow, do Ameryki Łacińskiej, świadczy o szczególnym zainteresowaniu GPU Ameryką Łacińską.
Fred Beal, jeden z amerykańskich przywódców robotniczych, opowiada w swojej książce, jak go pozyskano w Moskwie.
„Komintern coraz bardziej mi schlebiał i przejawiał wobec mnie wzruszającą troskę. Robili wszystko, żebym czuł się w Moskwie dobrze - dobry pokój, dobre wyżywienie, dobrze płacili mi za wykłady i artykuły w czasopismach” („Proletarian Journey”, F. Beal, str. 257).
Gitłow opowiada, jak Kreml przeciągnął na stronę Stalina znanego amerykańskiego murzyna, Jamesa Forda:
„Obsypywali go pochlebstwami, dawali mu niezliczone pochwalne pisma i zasypywali go wyróżnieniami, nagrodami i najprzeróżniejszymi prezentami”. („I Confess”, str. 455).
Warto wspomnieć, że tenże Ford reprezentował w Meksyku Komintern w czasie owego przewrotu w partii, który poprzedzał zamach z 24 maja.
Przytoczone przykłady indywidualnej demoralizacji, stosowane przez Komintern, stanowią tylko poszczególne wzorce całościowego systemu. Głównym elementem tego systemu jest wprowadzony przez Stalina system podwójnej pensji - jedną wypłaca się funkcjonariuszom partyjnym oficjalnie, drugą - najbardziej „odpowiedzialnym” pracownikom, ze specjalnej poufnej kasy, kontrola nad którą znajduje się w rękach GPU. Powstały w Moskwie, mimo energicznych przeciwdziałań „trockistowskiej” opozycji, system ten rozpowszechnił się wkrótce na cały Komintern. Nie może być najmniejszej wątpliwości co do tego, że stosowany był i jest także w Meksyku. Otrzymujący poufne pensje członkowie KC mają możliwość poświęcać swe siły pracy w „przyjaznych” organizacjach i czasopismach, co dla tych ostatnich jest jedną z form materialnego wsparcia.
Gitłow wspomina, że Stalin, przy uroczystych okazjach, lubi mówić o czystości i niepokalanym Kominternie.
„Komintern to największa świętość klasy robotniczej. Kominternu nie wolno mieszać z giełdą. Ale Stalin tak właśnie kierował Kominternem, kupował, sprzedawał i niszczył jego przywódców”. („I Confess”, str. 455).
Bezinteresowność „La Voz de Mexico”
Liderzy meksykańskiej partii komunistycznej nie stanowią wyjątku!
„La Voz de Mexico” z 7 lipca 1940 r. nazywa „starym oszczerstwem” moje twierdzenie, że gazeta otrzymuje materialne wsparcie z Moskwy. Przepraszając za brukowe przekleństwa, charakterystyczne dla fizjonomii stalinowców, przytoczę dokładnie cytat:
„Twierdzenie brudnego renegata, powtarzającego stare oszczerstwo, nas nie dziwi; czekamy jednak na dowody, które obiecuje, w przekonaniu, że nie zostaną przedstawione, jako że ta gazeta - dumnie i skromnie - żyje z dobrowolnych składek robotników, chłopów i elementów sympatyzujących”.
Panowie ci widocznie sądzą, że bezczelny ton zwalnia ich z konieczności liczenia się z uznanymi przez nich samych faktami. Zapominają dziś, co mówili wczoraj.
Zaprzeczając otrzymywaniu pieniężnego wsparcia z Moskwy, „La Voz de Mexico” chce widocznie powiedzieć, że meksykańska partia stanowi jedyny w świecie wyjątek od zasady, panującej w Kominternie. Jednakże ta sama gazeta, 1 maja tego roku, pisała:
„Sytuacja finansowa, w jakiej znajduje się partia, tłumaczy się tym, że poprzednie kierownictwo uczyniło partię proletariatu zależną od gubernatorów, senatorów i deputowanych, zmuszając partię do kroczenia w ogonie burżuazji, wypaczając zasady, odmawiając obrony interesów robotników i ludu, hamując i przeciwdziałając walce mas o lepsze warunki”.
Widzimy, że partia nie była bynajmniej tak wybredna w wyborze źródeł finansowania, jak to wynika z jej oświadczenia z 7 lipca.
Jeden z przywódców partii, Salgado, oskarżał na ostatnim zjeździe (marzec 1940 r.) byłego przywódcę partii, Laborde, o branie łapówek.
„Za tysiąc peso miesięcznie wszystkie cierpienia i głód jukatańskiego ludu zostały zdradzone na rzecz interesów nielicznej grupy politykierów, którzy kontrolują to państwo”. („Wyrzucajcie wrogów ludu z rewolucyjnych szeregów!”).
Inny z przywódców partii, Rafael Carrillo, pisał w kwietniu 1940 r. w związku ze zjazdem partii:
„Nadzwyczajny kongres narodowy wykonał nieocenioną pracę - przepędził przywódców, odpowiedzialnych za stan dezorganizacji i korupcji, który miał miejsce w szeregach partii”. (Wystąpienie w związku z pamfletem Dionisio Encina „Fuera el Imperialismo”, Meksyk 1940 r.).
W ten sposób wiemy, że w kierownictwie partii, które mówiło i działało w imieniu partii, panowała nie tylko dezorganizacja, lecz także korupcja.
Mowa tu nie o jakimś krótkotrwałym epizodzie. Winny tej „korupcji”, Hernan Laborde, stał na czele partii komunistycznej od 1928 r., tj. przez 12 lat; jego władza nad partią, zwłaszcza przez ostatnie pięć lat, była nieograniczona.
Dionisio Encina, nowy przywódca partii, mówi o tym:
„Co reprezentowało sobą kierownictwo naszej partii, jak nie kierownictwo wąskiej grupki ludzi z sekretariatu, którzy robili i decydowali o wszystkim, pozostawiając pozostałym członkom Biura Politycznego drugorzędną rolę?”
I dalej:
„Od czasu czwartego kongresu po dzień dzisiejszy, tj. w ciągu pięciu lat, partia pozostawała pod kierownictwem Laborde i Campy” (str. 102).
Przywódcy meksykańskich stalinowców, w tym także D. A. Siqueiros, nie raz publicznie oświadczali: „lepiej brać pieniądze z Moskwy, niż od meksykańskich kapitalistów”. W 1940 r. publicznie przyznali, że otrzymywali pieniądze od meksykańskich kapitalistów. Nie oznacza to, oczywiście, że nie otrzymywali zarazem pieniędzy z Moskwy.
Nie interesują mnie tu wcale wzajemne relacje między partią komunistyczną, gubernatorami, senatorami, deputowanymi czy meksykańskimi kapitalistami. Cytowane wyznania „La Voz” i p. Salgado interesują mnie tylko dlatego, że w pełni obalają twierdzenie, że gazeta żyje jakoby wyłącznie z „dobrowolnych składek robotników, chłopów i sympatyków”.
Co prawda, ostatni kongres (marzec 1940 r.) rzeczywiście podjął uchwałę o konieczności przejścia na cnotliwe życie. Do jakiego stopnia uchwała ta jest jednak poważna i, co najważniejsze, czy będzie realizowana, dowiemy się dopiero przy następnej czystce. Dziś pozostaje faktem, że partia komunistyczna bierze pieniądze gdzie można i ile można, nie wstydząc się źródeł.
Nawet jednak gdyby przyjąć pobożne życzenia ostatniego zjazdu za rzeczywistość, to i wówczas w moich słowach nie sposób znaleźć ziarenka oszczerstwa. „La Voz de Mexico” uważa za w pełni dopuszczalne otrzymywanie pieniędzy od „elementów sympatyzujących”. Czyż jednak do grona sympatyków nie zalicza się Stalin? W tejże uwadze, gdzie jest mowa o moim „oszczerstwie”, Stalin nazywany jest „wielkim radzieckim przywódcą, towarzyszem Józefem Stalinem”. Czemu nie wolno brać pieniędzy od sympatyzującego „wielkiego radzieckiego przywódcy”?
Chodzi jednak nie tylko o „sympatyzujący” element. Międzynarodówka Komunistyczna postrzega siebie jako międzynarodową partię proletariatu. Naczelnik GPU, Ławrentij Beria, jak i wszyscy członkowie jego kolegium i odpowiedzialni agenci GPU, są członkami Międzynarodówki Komunistycznej i tym samym towarzyszami partyjnymi dla redaktorów „La Voz de Mexico”. Gazeta może więc otrzymywać pieniądze od Berii i od kolegium GPU, tj. od swoich towarzyszy z międzynarodowej partii bez jakiegokolwiek szwanku dla swej „dumy”. Moje twierdzenie nie zawiera więc w sobie ani cienia oszczerstwa. Za to bezinteresowność „La Voz de Mexico” można w pełni odnosić do obszarów mitologii.
Specjalne oświadczenie Waltera Kriwickiego dla meksykańskiego sądu
Niniejszy dokument był już prawie skończony, gdy otrzymałem specjalne oświadczenie, złożone przez generała W. Kriwickiego, byłego naczelnika radzieckich szpiegów w Europie, dla meksykańskiego sądu. Oświadczenie poświęcone jest systemowi organizacji GPU w ZSRR i za granicą, stosunkom wzajemnym GPU i Kominternu, i terrorystycznej działalności GPU za granicą. G. W. Kriwickij, który przez szereg lat był jednym z najważniejszych przedstawicieli GPU, zerwał z Moskwą, kiedy Stalin zaczął, za pomocą sfałszowanych procesów, wyniszczać rewolucyjne pokolenie bolszewickiej partii. Demaskacje, dokonane przez Kriwickiego w światowej prasie i zebrane niedawno w formie książki, oceniane są przez wszystkie poważne czasopisma, jako najbardziej kompetentne i wierne świadectwo o zakulisowym mechanizmie kremlowskiej polityki.
Dla uniknięcia nieporozumień konieczne jest wyjaśnienie, że inicjały GUGB oznaczają to samo, co GPU. Z uwagi na to, że nazwa GPU została znienawidzona, Kreml spróbował zastąpić tę nazwę inną. Ale jako że istota sprawy pozostaje niezmienna, w ZSRR, jak i za granicą, GUGB jak przedtem nazywa się GPU.
„Pragnę złożyć następujące oświadczenie, które może zostać wykorzystane przez każdy sąd w Meksyku w sprawie Lwa Trockiego.
Główny Zarząd Bezpieczeństwa Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych (GUGB NKWD) jest wydziałem tajnej policji ZSRR. Komisarz Ludowy - Beria - stoi zarazem na czele GUGB.
GUGB podzielone jest na sektory, zorganizowane odpowiednio do politycznej, ekonomicznej i kulturalnej struktury ZSRR.
Głównym sektorem GUGB jest Wydział Specjalny, pod nadzorem którego znajdują się wszystkie organizacje partyjne i specjalne sekcje Armii i Floty. Wydział Specjalny ma swoich tajnych agentów i informatorów we wszystkich organizacjach. Na ich donosach oparte są aresztowania GUGB. Charakterystyczną metodą pracy GUGB są okresowe aresztowania. W dokumentach GUGB zarejestrowani są ludzie, przeciwko którym nie ma żadnych konkretnych zarzutów o jakiekolwiek przestępstwo, ludzie nie w pełni lojalni wobec radzieckiego rządu. GUGB postrzega ich jako „potencjalnych kontrrewolucjonistów”; wśród tej armii nielojalnych obywateli przeprowadzają oni masowe aresztowania (czystki). W więzieniach zmieniają ich w przestępców, czyniąc ich odpowiedzialnymi za wszystkie niepowodzenia we wszystkich dziedzinach życia naszego kraju.
W zagranicznych przedstawicielstwach GUGB ma swoich agentów.
Oficjalnie zajmują oni dowolne stanowisko dyplomatyczne. Pod ich kierownictwem znajduje się obserwacja wszystkich oficjalnych radzieckich organów w danym kraju.
Cała praca Kominternu za granicą prowadzona jest przez Wydział Kontaktów Międzynarodowych (OMS). Cały aparat OMS w Moskwie i zagranicą był w latach 1936-37 uzupełniony agentami GUGB i cała działalność OMS znajduje się pod jego kontrolą. W każdym kraju, gdzie partia komunistyczna jest legalna, jest przedstawiciel moskiewskiego OMS. Przedtem zajmował on dowolne drugorzędne stanowisko w korpusie dyplomatycznym. W ostatnim czasie przedstawiciele ci przeszli na status nielegalny. Do ich funkcji należy: kontrola działalności i stanu finansów partii komunistycznej, przekazywanie instrukcji i subsydiów, pochodzących z Moskwy. Rząd radziecki subsydiuje nie tylko oficjalną partię komunistyczną i jej prasę, lecz także prostalinowskie czasopisma, które nie należą do partii. Na przykład, gazetę „Ce Soir” w Paryżu. Cała działalność Kominternu w Ameryce Łacińskiej skupiona jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie znajduje się główny przedstawiciel OMS. Do jego kompetencji odnoszą się kraje Ameryki Łacińskiej. Jego pomocnicy znajdują się w różnych krajach. Instrukcje i subsydia przychodzą przeważnie poprzez przedstawicielstwo dyplomatyczne w Waszyngtonie. Oprócz głównego ośrodka, OMS ma do swojej dyspozycji nielegalny aparat łączności, z rozlicznymi sekcjami dla Europy, Azji i Ameryki. Stworzony został i przeznaczony na wypadek wojny lub zerwania stosunków dyplomatycznych z danym krajem.
GUGB organizuje terrorystyczne akty za granicą. Z uwagi na ryzyko i dyplomatyczne problemy, związane z wykonaniem takich poleceń, wydaje je osobiście szef GUGB, Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych, z sankcji Stalina. Organizatorami tych terrorystycznych aktów są odpowiedzialni agenci GUGB za granicą. Zabójcami są zawsze cudzoziemcy, będący w służbie GUGB. Są to sprawdzeni komuniści. Niektórzy z nich - z racji konspiracyjnego charakteru - oficjalnie nie należą do partii.
Walter Kriwickij”.
Wnioski
Redakcja „La Voz de Mexico” domagała się pociągnięcia mnie do odpowiedzialności za „defamację”, jako że dałem wyraz w sądzie przekonaniu, że kierownicy „La Voz de Mexico”, podobnie jak wszyscy inni agenci GPU, otrzymują materialne wsparcie od swego pana.
Starałem się wykazać w tym dokumencie i, mam nadzieję, wykazałem, że „La Voz de Mexico” jest w pełnym tego słowa znaczeniu organem GPU. Gazeta nie prowadzi żadnej innej polityki, prócz tej, którą Kreml poprzez GPU podsuwa swoim międzynarodowym agentom. Broni ona zbrodni GPU i rzuca oszczerstwa na jej wrogów. Główny strumień swych oszczerstw przez ostatnie kilka lat skupiła na mnie.
Starałem się dalej wykazać i, mam nadzieję, wykazałem udział kierownictwa partii komunistycznej Meksyku, w tym także „La Voz”, w przygotowaniu zamachu i w zacieraniu jego śladów. Wszyscy przywódcy partii komunistycznej uczestniczyli w moralnym przygotowaniu zamachu, część przywódców - także w jego materialnym wykonaniu. Moralne przygotowanie przebiegało głównie w formie systematycznego, świadomego, niegodziwego obrzucania mnie oszczerstwami, przy czym w oszczerstwa te wchodziły ciężkie i obraźliwe oskarżenia.
Po dokonaniu zamachu, te same osoby próbowały zmylić śledztwo i opinię społeczną za pomocą nowego strumienia oszczerstw (teoria „zamachu na samego siebie” itd.).
Cała ta praca, od początku do końca, odpowiadała zadaniom i interesom GPU i była wykonywana na jej zamówienie. Przywódcy meksykańskiej partii komunistycznej i redaktorzy „La Voz de Mexico” występowali i działali jako agenci GPU. Nie ma żadnej „defamacji” w twierdzeniu, że podobnie jak wszyscy agenci GPU, muszą pobierać płace od GPU. Przytoczyłem ponadto liczne dowody na to, że przywódcy sekcji Kominternu we wszystkich krajach są na utrzymaniu Kremla.
Mniej od innych śmieć mogą mówić o defamacji ludzie, którzy na rzucaniu na mnie oszczerstw budują swoją polityczną karierę. Przykłady tych oszczerstw przedstawiłem wyżej. Bardziej niegodziwych oszczerstw nie sposób sobie w ogóle wyobrazić.
Jestem przekonany, że meksykański wymiar sprawiedliwości nie tylko odrzuci oskarżenie mnie o defamację, lecz także pociągnie do odpowiedzialności redaktorów „La Voz de Mexico” na podstawie oskarżenia o oszczerstwo i znajdzie dla nich najcięższą formę kary, odpowiednią do systematycznych i niegodziwych oszczerstw.
L. Trocki, 17 sierpnia 1940 r., Koyoacan